piątek, 31 grudnia 2010

Postanowienia noworoczne wg Karoli

Z reguły nie robię postanowień noworocznych z jednego powodu- z reguły się nie spełniają, bo trzeba wziąć się do roboty, a nikomu się nie chce. (Mi też nie będzie się chciało, więc po co w ogóle mam je robić?). Dlatego jedynym postanowieniem noworocznym (jeśli można to podciągnąć pod postanowienie) jest nie składanie postanowień.

Ale już skoro napisałam o tym posta... chyba nie mam wyboru. Podzielę je na kontynenty:

  1. Europa- Holandia: przemalować jak najwięcej rzeczy na pomarańczowo- to taki pozytywny kolor, na świecie od razu będzie zabawniej! *patrzy na sceptyczne miny reszty osób* No, dobrze, dobrze, skoro nie chcecie to nie. Ale moim postanowieniem noworocznym jest zjeść pomarańczę. (Bo mam taką ochotę, a co?)
  2. Azja- Japonia: zjeść duuużooo sushi. A najlepiej nauczyć się robić sushi i je produkować masowo w domu (trzeba tylko znaleźć sponsora, żeby fundował te wszystkie składniki ;D). I żeby były takie  ładne, okrągłe jak w reklamach.
  3. Antarktyda: bitwa na śnieżki (chat noir- pamiętaj, masz mi pomóc, bo znowu zachoruję! I dobrze wiesz o kogo chodzi! ^^). Postanowienie noworoczne jest takie- wygrać razem z chat noir i dopilnować, żeby Dorodoroke się nie wtrącała za bardzo (tak, tak... bądź po dobrej stronie mocy).
  4. Australia (?)- kupić sobie takiego małego misia-koalę, żeby mi wisiał na komputerze (a jeszcze lepiej znaleźć tego poprzedniego, bo dostałam jednego od koleżanki i mi się gdzieś zagubił...).
  5. Ameryka Północna- wyjechać kieedyyyś do Kanady. I wypić herbatkę z misiem polarnym.
  6. Ameryka Południowa- częściej się uśmiechać (a tak! :DDDDDDD)
  7. Afryka- starać się żyć bardziej ekologicznie niż dziś (muszę nad tym bardziej pomyśleć) 
(Kolejność nie ma żadnego znaczenia)

Wiwat rok 2011! :D
And A Happy New Year! :D

Karola (po co ja się właściwie podpisuję- no przecież jest w temacie! :DD- ćwiczę te uśmiechy!)

P.S. Śliczne posty Twoje o, Dorodoroke (dobrze, że piszesz ze mną tego bloga *chytry uśmieszek*)- ostatnio internet mi się wiesza, na maila odpowiem potem.

wtorek, 28 grudnia 2010

Posłaniec

Ha, no to zabieram się do pisania posta o Posłańcu!
Bardzo lubię Posłańca, wiecie?
Dobrze, przejdźmy do rzeczy. "Posłaniec" to tytuł książki australijskiego pisarza Markusa Zusaka, autora bardziej znanej powieści "Złodziejka Książek", która zresztą również jest warta polecenia. "Posłaniec" jest opowieścią, a nawet baśnią, o 19-letnim australijskim taksówkarzu, Edzie Kennedy'm, który jest tak zwyczajnym obywatelem, jak tylko się da. Gdy nie jeździ taksówką, gra w karty z przyjaciółmi: Ritchiem, największym leniem na świecie, Marvem, wielkim sknerą i właścicielem złomu, który kiedyś był chyba samochodem a także Audrey, w której jest dość nieszczęśliwie zakochany. Jego zwyczajne, raczej szare życie zmienia się, gdy, w sumie prawie przez przypadek i dzięki zwykłemu, ślepemu szczęściu, powstrzymuje napad na bank. Wtedy właśnie pocztą dostaje swoją pierwszą kartę - asa karo. Na karcie zapisane są tajemnicze adresy, a gdy Ed wreszcie decyduje się pod nie udać, rozpoczyna swoją przygodę jako Posłaniec.
Książka jest napisana niezwykle ciekawie - wciągnęła mnie i nie mogłam się od niej oderwać. Gdy Ed przemierza miasto, starając się pomóc ludziom, którzy w pewien sposób zapisani są na kartach, stara się jednocześnie odkryć przyczynę tego ogromnego, czasem niemal przerastającego go zadania, a także własnego przeznaczenia. "Posłaniec" trzyma w napięciu i wzrusza (co sprawia, że co po niektórzy - np. ja i pewnie tylko ja - mogą trochę przy lekturze pochlipać). Myślę, że przedstawienie fabuły tej pięknej opowieści o poszukiwaniu, "drugim dnie" każdego człowieka, którego często długo nie jesteśmy w stanie dostrzec, nie oddaje nam do końca treści samej książki. Bo liczy się tu też atmosfera, którą moim zdaniem Markus Zusak jak nikt potrafi wykreować.
"Posłaniec" którego przeczytałam już dwukrotnie (i tylko dwukrotnie! a zasługuje na więcej!) naprawdę jest godny przeczytania, o czym świadczy (oczywiście) fakt, że stał się ostatnio moją (!) ulubioną pozycją.
Dorodoroke

niedziela, 26 grudnia 2010

Święta, święta i po świętach...

No, dzisiaj ostatni dzień Świąt.
Już jutro Ci Nieszczęśnicy, którzy skończyli już edukację i wyruszyli w świat, będą musieli zacząć harować. BUAHAHAHAHA, Nieszczęśnicy!
W każdym razie, życzę wam wszystkim, Nieszczęśnikom i Nie-Nieszczęśnikom Wesołych Świąt, które właśnie się kończą!
*chwila przerwy przeznaczona na nostalgię*


*koniec chwili przeznaczonej na nostalgię*
Mam nadzieję, że każdy z was znalazł pod choinką coś dla siebie. Gdy wczoraj stałam na przejściu dla pieszych słyszałam, jak pewien chłopak opowiadał, co to on dał swojej dziewczynie na zeszłe Święta - kolczyki, które własnoręcznie zrobił z guzików. Jestem pewna, że wiele osób, które znam i które uwielbiają oryginalne ozdoby na uszy, bardzo by się z tego prezentu ucieszyły. Sama dziewczyna też pewnie się ucieszyła, choć powinna czuć się choć trochę winna, że przez swoje złe zachowanie skazała swojego chłopaka na odgrywanie roli Świętego Mikołaja, zamiast tego prawdziwego, który przecież hojnie obdarowuje TYLKO grzeczne dzieci...
To smutne, że Święta się skończyły, prawda?
Zrobione przez M. na naszym wspólnym, przedświątecznym pierniczkowaniu
A teraz konkurs na tę chwilę, w której najbardziej poczuliście świąteczną atmosferę!
U mnie to się przedstawia tak:
1. Gdy zapaliłam światełka na mojej wyjątkowo pstrokato przybranej choince,
2. Gdy, siedząc w Coffe Heaven w Złotych Tarasach, w czwartek przed Wigilią, popijając pyszny sok truskawkowy (nie, to się nie nazywa sok... może mus? kto go tam wie...), przyglądałam się nieskończonemu strumieniowi ludzi, którzy, obarczeni torbami, rozglądali się z obłędem w oczach po zatłoczonym sklepie, zjeżdżając w dół ruchomymi schodami...
3. Gdy otwierałam prezenty, rzecz jasna!
4. Gdy, odwiedzając dziś babcię w jej mieszkaniu, zobaczyłam w telewizji "Kevina..."
Dobrze, wystarczy pisania tego bezsensownego posta. Może powinnam go nazwać "Bezsensowny, nostalgiczny post o Świętach"? Albo "Pożegnanie ze Świętami"? Nie, niech zostanie jak jest. Pierwsza myśl jest zawsze najlepsza, no nie?
Jeśli znajdę w sobie dość sił, które zostały ostatnimi czasy doszczętnie wybite przez ogarniające mnie rozleniwienie, a także dość motywacji, która w czasie dłuższych przerw zdaje się znikać gdzieś bez śladu, to napiszę posta o "Posłańcu". Takiej książce.
Koniec, idę na poszukiwanie utraconych sił i motywacji. Albo może lepiej zjem kawałek zeschniętego ciasta i rozsiądę się na fotelu, żeby poczytać?
I jeszcze raz na zakończenie: "Wesołych Świąt!"
Dorodoroke

czwartek, 23 grudnia 2010

Święta

Święta!
Z racji tego, że już niedługo ten od dawna wyczekiwany czas otrzymywania prezentów (rozdawanie się nie liczy- przecież każdy wie, że to jest święty Mikołaj czy tam Gwiazdka), postanowiłam napisać świątecznego posta. Tak akurat przed Wigilią, choć jak widzę sporo osób wpadło w świąteczną atmosferę dużo wcześniej (dla przykładu- Hania, Ola czy Imarebel ;D).
A teraz ważny apel do wszystkich świętych Mikołajów czy tam Gwiazdek: nie chowajcie prezentów dla dzieci w szafie! Dzieci znajdują te prezenty przed czasem i już nie mają takiej niespodzianki. A wytłumaczenie podstawiane przez zdesperowanych rodziców, ze św. Mikołaj czy Gwiazdka poprosili, aby je przechować jest dość marne. A od wszelkich szaf można zaczynać poszukiwania.
A teraz informacja ode mnie: na święta wyjeżdżam, nie będzie mnie w domu, więc za dużo nowych postów raczej nie napiszę.
W takim razie wszystkim życzę wesołych świat, dużo prezentów, miłej atmosfery i wielu innych przyjemnych rzeczy. :)

Karola

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Potęga mleka

Katty posłyszała rytmiczny dźwięk budzika, który dzwonił coraz głośniej i głośniej, więc musiała się podnieść z łóżka. Na wpół przytomna wymacała swoje biurko i wyłączyła urządzenie. Przetarła sobie oczy i z powrotem położyła się spać. Jednak chwilę potem znów wstała, uznając, że jednak musi iść do szkoły.
Chwiejnym krokiem ruszyła do kuchni, gdzie wsadziła dwie kromki chleba do tostera, a potem otworzyła lodówkę. Wyjęła pełną butelkę mleka, bez zbędnych ceregieli otworzyła ją i wypiła prawie połowę zawartości.
-Od razu lepiej- uznała. Sięgnęła do tostera, ale znalazła tylko jedną kromkę. Co się stało z drugą?
-Brat!- zawołała.- Jeszcze jeden taki numer i opowiem wszystkim twoim kolegom, że śpiewasz pod prysznicem.
Mała, jasna czupryna wyłoniła się zza szafy. Dowodem popełnionego przestępstwa były okruszki na policzkach.
-Katty, nie rób tego, proszę…
Wyglądał bardzo uroczo i niewinnie w tej swojej piżamce w ciężarówki, ale wieloletnie doświadczenie, wskazało Katty, że tak naprawdę jej brat potrafi być niezłym potworem. W tosterze były miejsca tylko na dwie kromki i codziennie rano, jedna z nich znikała. Niesamowite, ile chleba może pomieścić tak mała buzia!
-Dobrze, dobrze- ustąpiła, wsadzając kolejne kromki chleba do tostera.- Ale nie rób tak więcej, zgoda?
Braciszek żwawo przytaknął, ale na pewno zapomni o tym następnego ranka. Katty zjadła swojego tosta i wypiła resztę mleka.
-Rodzice nie będą mieli nic do kawy- powiedział brat Katty.
-Nie patrz tak mnie. To ty zjadasz masło, kiedy nikt nie widzi.
-Ja?! Masło?!
Brat Katty potrafił bardzo świetnie udawać niewinnego. Po jego minie można było wyczytać tylko święte oburzenie, że jest posądzany o takie rzeczy. Katty, w ogóle nie zrażona, wyjęła kolejne tosty i szybko zjadła jednego. Drugi został spałaszowany w mgnieniu oka przez jej brata. Podobno małe dzieci mają mniejsze buzie, więc jędzą wolniej. To stary mit. Przynajmniej współczesne pokolenie jest takie.
-To ja idę już do szkoły- oznajmiła Katty.
-Tak, tak, idź już.
-Masz nie wchodzić do mojego pokoju, kiedy mnie nie będzie.
-Tak, tak.
-I nie pić mojego mleka- zakończyła Katty.
-Ale…- braciszek zdawał się nie rozumieć-ale… co z kawą?
-Ty pijesz kawę?!
-No, nie, ale…
Katty spojrzała jeszcze raz na swojego brata, wysłuchawszy jego niewinnych „tak, tak”. Nie wiadomo, co on tu robi rano. Trzeba jakoś temu zaradzić. Przecież rodzice nie zużywają tyle mleka do kawy, więc jakim cudem ono znika? Po szkole zazwyczaj nic nie zostaje. To przecież naturalne jest- lubić mleko. Nastoletnie dziewczyny potrzebują, no… co to tam było?... ach tak, białka, potrzebują białka. A białko jest w mleku, wiec musza pić mleko. Otóż to. Dlatego dla młodszych braciszków dostęp do lodówki powinien być zakazany! Bo wypiją mleko i starsze siostry nie urosną.
-No to bądź grzeczny- pożegnała Katty brata, pakując butelkę mleka do plecaka.

niedziela, 12 grudnia 2010

Mr Quiet i Mr Happy


Nie chciało mi się skanować moich własnych okładek tych uroczych książeczek. Inna sprawa, że nie mogłam ich znaleźć. Z drugiej strony, nie za bardzo chciało mi się szukać.
Polecam serdecznie wszystkim uczącym się angielskiego! (Wszak nauka trwa całe życie ;D).
Osobiście bardziej podobało mi się opowiadanie o Panu Cichutkim, ponieważ był taki biedny, nikt go nie słyszał, przez co nie mógł kupić sobie jedzenia, więc czuł się głodny. Ale w końcu pomógł mu właśnie.. Pan Szczęśliwy! I odtąd pan cichutki zajął się pracą w bibliotece ;)
Karola

środa, 8 grudnia 2010

Parasole cz.2

Hej wszystkim!
Jestem chora, co, jak widzę, zdążyła już wszech i wobec ogłosić Karola ;). Dlatego nie za bardzo chce mi się pisać posta - w przeciwieństwie do co po niektórych (czytaj: w przeciwieństwie do Karoli), wiem, że bycie chorym nie oznacza, że ma się nieograniczoną ilość czasu, aby robić takie rzeczy. Czy wiecie, ile z niego trzeba poświęcić na tak zwany "powrót do zdrowia"? Jest to niesamowicie trudna i czasochłonna czynność.
Dlatego dziś wstawię trochę zdjęć parasoli, bo przynajmniej materiał mam już gotowy i nic nie muszę wymyślać.
Coś specjalnie dla Karoli, czyli Mr. Happy! To było w sekcji dziecięcej, Karolu!

Trochę mało pasuje nam do pory roku, wygląda mi na bardziej wiosenny...

Ten jest niesamowity, nie?

Coś dla wszystkich żarłoków, albo, jak wolimy siebie nazywać, wielbicieli czekolady. Mmmm...
Zostało mi jeszcze kilka obrazków i następnym razem je wstawię.
Dorodoroke

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Uroki zimy

Tak więc, jeśli jeszcze nie wystraszyło was to ciemne niebo, zarówno rano, jak i wieczorem, wszechobecny mróz i inne nieprzyjemne rzeczy, nie potrzebujecie czytać tego posta. Bo już coś przeżyłam, buty mi przemokły, książki mi przemokł, uszy zamarzły...
Tak, uroków tej cudownej pory roku jest sporo:
1) Spadł śnieg. Jeśli tylko zabierze się z domu rękawiczki, można nim się cieszyć do woli. (No, nie tylko rękawiczki, również ciepłą kurtkę, grube spodnie, ciepłą czapkę, szalik i jakąś ofiarę do rzucania w nią śnieżkami).
2) Tworzy się taka piękna szarobura breja na chodniku. Jaki w tym plus? Satysfakcja osobista, że jeszcze się ani razu nie poślizgnęło. (Działa tylko do pewnego czasu! Bo nagle... bum!... i po satysfakcji!).
3) Będą święta. O tym nie trzeba wspominać. Wszelkie firmy prowadzą intensywną kampanię reklamową, więc można się nareszcie być w centrum uwagi. Tak, ta świeczka jest specjalnie dla ciebie! (Inną sprawą jest to, że raczej do niczego się nie przyda!).
4) Można piec pierniczki z przyjaciółmi. Ale moje przyjaciółki już o tym napisały, a ja biedna żadnego zdjęcia nie mam.
5) Ciepła herbata pod puszystą kołdrą daje największą radość. Tak, to chyba trzeba by uznać za największy plus.
6) Dorodoroke zachorowała. Przyznam, że przez chwilę się wahałam, czy aby na pewno dać to jako zaletę do uroków zimy, ale mimo wszystko pasuje. Dzięki temu nie muszę się naradzać, kto i kiedy ma napisać posta. Zimą choruje się częściej. Szczególnie kiedy biega się boso po lodowatej podłodze.
Tak więc, powrotu do zdrowia życzę :)
Dziękuję za uprzejme przeczytanie moich uroków zimy.
Karola ^.^

środa, 1 grudnia 2010

Stare Kino

Hej, tu Dorodoroke (która postanowiła w postach zawsze się przedstawiać - może po pewnym czasie ktoś zdoła powtórzyć jej nazwisko)!
Dziś, po przeczytaniu posta o Crocu (Karola, ja się będę bała w to grać! Biedronka z rękawicami bokserskimi?! Nie wiesz, że zawsze takie wizje nawiedzają mnie w koszmarach XD), postanowiłam napisać o czymś, co ja lubię. No, więc nie będzie tak zupełnie o starym kinie, bo nigdy nie uznawałam siebie za jakąś specjalistkę w tej dziedzinie. A jak nie jestem specjalistką, to się wypowiadać nie będę.
Powiem (a raczej napiszę) coś o filmie wyprodukowanym w *zagląda pośpiesznie do google'a* 1959 roku. Dawno.
Film, którego tytuł na polski przetłumaczono jako "Pół żartem, pół serio", a który w oryginale brzmi "Some like it hot" jest zasadniczo filmem dość znanym, przede wszystkim dzięki Marilyn Monroe, która odgrywa w nim jedną z głównych ról.
Fabuła tej komedii (ach tak, zapomniałam powiedzieć, że to komedia...) może się nam teraz wydać trochę oklepana, bo opiera się na popularnym "facet przebiera się za kobietę". Tutaj robi to dwóch muzykantów saksofonista i kontrabasista, którzy, bez pracy i pieniędzy, przez przypadek zostają świadkami dokonanego przez gang morderstwa. Aby ukryć swą tożsamość i uciec z niebezpiecznego Chicago, przebierają się za kobiety i razem z damską orkiestrą jadą na tydzień na Florydę - pełną piaszczystych plaż i luksusowych jachtów należących licznych milionerów. Razem z głównymi bohaterami na Florydę wyrusza też młodziutka, piękna Sugar Kowalczyk, grana, oczywiście, przez Marilyn Monroe, która nie tylko gra na ukulele, ale też śpiewa i nie znosi saksofonistów, a pragnie "złowić" dla siebie jakiegoś młodego milionera...
Ktoś, kogo chyba nie trzeba przedstawiać, ale, gwoli ścisłości: oto Marilyn Monroe w jednej ze swoich najbardziej znanych ról.

Już przebrani, przyjaciele-muzykanci, grani przez Tommy'ego Curtisa i Johny'ego Lemmona.

A oto Osgood Fieldieng III, najzabawniejsza, moim zdaniem, postać w filmie - bogaty, siedemdziesięcioletni milioner, grany przez Joe E. Browna. Na zdjęciu razem z Johnnym Lemmonem



Polecam!

poniedziałek, 29 listopada 2010

Croc- Legend of the gobbos.

Dla wszystkich, co cenią starą grafikę, niezłe zręcznościówki i żadnej przemocy w grach: oto Croc!
Tak mnie naszło na reklamę tego, ponieważ jest to dość sentymentalna pamiątka dla mnie, przypominająca mi dawne czasy. Drugim powodem jest to, że Dorodoroke zaczęła być leniwa i nic nie napisała, a ja tak na to czekałam. A trzecim powodem- nie będę tak jak niektórzy demoralizować czytelników bloga ;P
Tak- to naprawdę gra bez przemocy!
Steruje się takim małym zielonym smokiem z plecakiem, którym choć nie umie latać, dla obrony posiada swój cios ogonem i podwójny podskok (nie wiem, jak to inaczej nazwać). Jak był mały został przygarnięty przez Gobbosy, które nauczyły go walczyć i ogólnie go wychowały. Niestety, został one wszystkie porwane, a Croc, jako jedyny, został wolny. I teraz musi je ratować :) Gobbosy, oczywiście.
Smok ten przy okazji zbiera też diamenty, skacze po lawie, przesuwa pudła i wpada do studni...
No, ale nie o tym chciałam mówić. Na pewno gdzieś w internecie jest opis tej gry, więc mniejszym leniom wszystkim , którzy chcą się czegoś dowiedzieć polecam wujka Google.
Koniecznie muszę opisać bossa, z którym się ostatnio zmierzyłam. (Hm, tak, dość opornie idzie mi granie w Croca, ale to przecież gra dla dzieci! Musze się bardziej postarać!). No więc tym bossem była... uwaga, uwaga!, powiększona do nienaturalnych rozmiarów biedronka z... kolejny raz: uwaga!: rękawicami bokserskimi! Wyglądała tak śmiesznie, poruszała się bokiem jak krab tak śmiesznie i upadała tak śmiesznie, że oczywiście od razu przegrałam! <.< Dotąd się śmieję.
A więc wszystkim chętnym lub nie polecam grę Croc!
Dziękuję za przeczytanie mojego bynajmniej chaotycznego posta,
Karola

piątek, 26 listopada 2010

"Ruchomy zamek Hauru" ^.^

Od razu dla wyjaśnienia: "Ruchomy zamek Hauru" jest japońskim filmem animowanym. Wiem, że nie jest to gatunek, który wszyscy lubią, ale warto obejrzeć ten film, choćby dla podziwiania ładnych obrazków, poznania innego sposobu myślenia, a także dla zabawy.
Tytułowy ruchomy zamek to wielka maszyneria składająca się z różnych dziwnych części domu, chodząca na takich nogach. Drzwi mogą przenosić mieszkańców do wielu różnych miejsc, ale nie rozumiem dokładnie, o co chodzi.
Hauru jest za to właścicielem tego zamku. I tak to cały tytuł został przeze mnie rozpracowany ;D
A teraz słówko więcej o Hauru: jest on czarodziejem, ja na samym początku oglądania wzięłam go za dziewczynę, ale okazał się być jednak płci męskiej. Z powodu nadmiernych porządków, przefarbował sobie włosy na rudo, czym się bardzo zdenerwował. Zaczął się bardzo dziwnie zachowywać i fryzura mu ściemniała. Z czarnymi włosami wygląda już mniej jak dziewczyna, przynajmniej takie jest moje odczucie. Ale porzucając wszelkie wątpliwości, co do płci tego bohatera i jego wyglądu, jest on bardzo fajny. Ma jednak swoje sekrety.

No i kolejne pytanie: jak się mogło stać, że Hauru nie jest głównym bohaterem tego filmu? No i teraz należy wspomnieć o Sophie. Ona także.. hm... trochę zmieniła swój wygląd podczas tego filmu, ponieważ wpadła w kłopoty przez Wiedźmę z pustkowia. Sophie jest bardzo piękną dziewczyną, szyjącą kapelusze. Ma czarne włosy związane w warkocz. Jest miła i uczynna, choć trochę uparta.
A teraz jeszcze wspomnę o moim ulubionym bohaterze tego filmu. Jest to Calcifer, nazywany przeze mnie (no, nie tylko przeze mnie) Płomyczkiem. To właśnie on napędza cały ruchomy zamek. Jest bardzo uroczą postacią :)
No, dziękuję za przeczytanie. Ruchomy zamek hauru w ang. wersji to howl's moving castle. Inne filmy tej wytwórni, które oglądałam to: Spirited Away (Miasto Bogów) i Księżniczka Mononoke (Princess Mononoke).

Karola

czwartek, 25 listopada 2010

Śnieg pada!

Hej, tu znowu Dorodoroke!
I wiecie co? Wczoraj wydarzyło się coś wspaniałego!
Najpierw nie było nic. Ot, zwykły wieczór. Ciemno i zimno. Strasznie zimno. Jakieś trzy stopnie na plusie. Ajaj, ja się nigdy nie przyzwyczaję!
Potem się zaczęło. Najpierw jeden, drugi, trzeci. Potem coraz więcej i więcej.
I dopiero potem ktoś powiedział sobie: "Hej, śnieg pada!"
Co prawda spadło go tyle, że z lupą trzeba go szukać, a dziś już nawet mikroskop nic tu nie pomoże, ale pierwszy śnieg to jest coś. To zwykle ten moment, na początku zimy, gdy jeszcze nie zmęczyliśmy się mrozem i białym puchem i gdy jeszcze w rozpaczy nie myślimy: "O Boże, jeszcze jeden dzień i się zabiję. Kiedy będzie ta wiosna?!"
Wiecie, że każdy płatek śniegu jest inny? Tak, wiem, że wiecie. Nie bądźcie z siebie zbyt dumni. Ja też to wiem. Ale, po zastanowieniu, to głupie, twierdzić, że nie ma dwóch identycznych - no bo czy komukolwiek chciało się latać przy trzystopniowym mrozie, ganiać płatek za płatkiem i sprawdzać? Z drugiej strony, wiara, że każdy z nich jest wyjątkowy i niepowtarzalny jest taka... krzepiąca. I bardzo, bardzo przyjemna.


UWAGA: nie ja robiłam te piękne zdjęcia. Znalazłam je w internecie (a gdzieżby indziej...). Wzięłam je ze stron: http://abduzeedo.com/, http://www.sodahead.com oraz z snowcrystals.com. W tym ostatnim możecie znaleźć mnóstwo, mnóstwo innych pięknych zdjęć płatków śniegu (nie doszukałam się żadnych identycznych... może wam się uda?^^).
Och, śnieg wpędził mnie w taki sentymentalno-świąteczny nastrój... i w końcu nie zamieściłam żadnych ładnych parasoli. No trudno, następnym razem.
I (ze sporym wyprzedzeniem) Wesołych Świąt!

środa, 24 listopada 2010

Parasole naj naj naj

Drobna uwaga numer 1: To znowu Dorodoroke!
Drobna uwaga numer 2: Ale tym razem znalazła temat. Nie sama, rzecz jasna. Ten post prawie wszystko zawdzięcza Oli, która nie tylko pomysł podrzuciła, ale także materiały. Ukłony, ukłony i oklaski.
Przechodząc do rzeczy: Dziś dzień nie był deszczowy, o ile się orientuję, ale nie przeszkodzi mi to poświęcić tego posta parasolom. Wprawdzie nie będą to kolejne piękne ich rysunki, ale zdjęcia parasoli, które rzeczywiście można gdzieś kupić. Większość z nas ma w domu jeden czy dwa parasole, ale nie przykuwające uwagi. Za to te parasolki, które wybrałam, z całą pewnością nie mogą pozostać niezauważone.


Na razie tyle - mam ich więcej, ale chcę sobie zostawić na następne posty...

wtorek, 23 listopada 2010

Rysunki z parasolem cz.2

No, cóż, ponieważ już w środę lub w czwartek ma spaść śnieg z deszczem, to trzeba się zaopatrzyć w nowy parasol. Naszła mnie chęć na narysowanie takiej dziewczynki, ale tym razem ze złożonym parasolem. Wiem, nie jest ona najlepsza, niektórzy nie lubią stylu mangowego, który próbuję udawać, ale mam nadzieję, ze się spodoba. :)
Oto te rysunki:
(wersja kolorowa)


 (wersja czarno-biała)

No i to by było na tyle. Dziękuję za obejrzenie moich rysunków ^.^
Karola

poniedziałek, 22 listopada 2010

Co można napisać w poście, jeśli nie ma się na niego pomysłu, czyli post Dorodoroke

Hej!
Po pierwsze: tym razem posta piszę tylko ja, Dorodoroke, więc nie możecie się spodziewać ani ślicznych rysunków (chcecie zobaczyć moje dzieła? nie radzę...) ani opowiadań pełnych błyskotliwego humoru, ponieważ zwyczajnie nie mam weny. Nie spodziewajcie się też wspaniałej instrukcji karmienia rybek. Karola najwyraźniej nie wierzy w wasz wysoki iloraz inteligencji... ^^
Ej, tylko się nie obrażajcie! JA osobiście wierzę, że znacznie przekraczacie normę. A nawet jeśli nie, co za różnica? Samej trochę mi zajęło skapowanie, o co chodzi z rybkami ;)
Po drugie: dziś na mnie spadł obowiązek napisania posta, to już wiecie. Problem w tym, że wciąż nie wpadłam na pomysł, co w nim zamieścić i teraz pisząc o głupotach, łudzę się, że za parę linijek coś mi przyjdzie do głowy. Naiwność cechą ludzką...
O, to może wyjaśnię, skąd wzięłam sobie takie imię?
Więc nie, wbrew temu, co twierdzi Karola, to nie tak, że wymyśliłam je długim i pokręconym, aby nikt nie umiał go poprawnie napisać, powiedzieć ani powtórzyć. No, napewno dacie radę! Do-ro-do-ro-ke.
Miałam teraz napisać tu jakąś długą i pokręconą historię, ale a) i tak was nudzę b) nie powinnam was oszukiwać
Trudno. Powiem wam tyle, że było to jedyne słowo z pewnej japońskiej piosenki, które umiałam powtórzyć po wysłuchaniu jej po raz setny (co za ironia, nie?). I tak jakoś mi wpadło w ucho.
Japońskie piosenki, o właśnie! Dla wszystkich fanów anime, dla tych, którzy lubią słuchać słodkich piosenek dla dzieci a także dla wszystkich tych, którzy nie zaliczają się ani do jednej, ani do drugiej grupy, postaram się dla was wstawić tutaj ending pewnego uroczego anime Clannad. Ending, w duchu anime, również jest wyjątkowo uroczy.
...
Okej, musicie się obyć bez filmiku, ale wstawię wam link. Muszę popracować nad korzystaniem z tego blogspota... (i kto tu mówił o ilorazie inteligencji!) Oto "Dango Daikazoku"!
EDIT: Nie, nie ma linka! W końcu od czego ma się przyjaciół?! Dzięki za wskazówkę, imarebel!
Jeszcze raz: oto "Dango Daikazoku"!

niedziela, 21 listopada 2010

Opowiadanie o Uraharze- jak rozkręcić biznes?

No, cóż tym razem nie będzie żadnego rysunku, z racji tego, że jestem dziś trochę leniwa, a poza tym nie mam czasu. A ponieważ Dorodoroke również miała inne sprawy na głowie (ciekawe jakie? ;D), to ja zamieszczam tu krótkie opowiadanie o tematyce Bleachowej, o którym wspominałam w poprzedniej notce.
Dla niezorientowanych jeszcze krotka instrukcja użytkowania rybek, po prawej stronie. Na razie jest ich trzy i jeśli kliknie się lewym klawiszem myszy w to pole, w którym one pływają, to pojawia się taka żółta plamka, czyli ich pokarm. Są one wiecznie głodne, więc mo0żna je karmić bez końca. Bardzo wciągające zajęcie, kiedy nie ma się nic do roboty.
A teraz opowiadanie: (^^)



Urahara Kisuke to, jak sam siebie nazywa, seksowny i przystojny sklepikarz w małym miasteczku w Karakurze. Jest także strasznym bogiem śmierci, czyli shinigami. Jako broni używa wszechpotężnej laski. Tak, to prawda, jeśliby wykreślić wszystkie epitety.

A więc teraz trochę o życiu Urahary. Można je podsumować bardzo szybko- ma mnóstwo roboty. Zadziwiające, że ktoś taki z pozoru leniwy, może wykonywać tyle pożytecznych (lub nie) rzeczy. W dodatku nie odmawia pomocy, kiedy się o nią poprosi (no, cóż, wiadomo, ze proszenie o pomoc jest dość wstydliwą rzeczą, więc Urahara nie czeka na to). Jego pomoc jest też dość szczególna. Hasło w rodzaju „co cię nie zabije, to cię wzmocni” nawet pasuje. Więc pomoc tego shinigami można przetrwać na dwa sposoby: albo przeżyć, albo umrzeć.

A teraz o wyglądzie Urahary (jego rysopis przestał być podawany, a przecież ludzi należy ostrzegać!). Ma taki zielony kapelusz w białe paski (cóż, chyba, ze to jest biały kapelusz w zielone paski. Jeśli chodzi o Uraharę nigdy nic nie wiadomo). Nosi też zielony płaszcz i drewniane sandały. Trzyma też wyżej wspomnianą laskę-miecz. Ma jasne, blond włosy i zielone oczy.

W Uraharze urzekający jest jego sposób radzenia sobie ze światem. Ach, przepraszam! Urahara wcale nie musi sobie radzić ze światem. To świat musi radzić sobie z nim.

Tak więc pewnego razu Urahara zaprosił do swojego sklepu Yoruichi, czarną kocicę i Ichigo, ponurego nastolatka, który też kiedyś był shinigami, ale już przestał nim być i trochę się tym smuci.

Na samym wstępie postraszył Ichigo, że wypróbuje na nim swoje bankai, ale ten usiadł z tym samym kamiennym wyrazem twarzy na krześle.

-Benihime, moja kochana katana, będzie zawiedziona, że nie wypróbuje na tobie swoich mocy- stwierdził Urahara, starając się wyglądać na zawiedzionego.

-Hej, Kisuke, a co ze mną?!- zdenerwowała się Yoruichi.- Mógłbyś nalać mi do miski tego swojego mleka!

-Dobrze, już dobrze. Nalewam. Ty mnie kiedyś zrujnujesz, moja droga- powiedział, zamykając butelkę.- Wypijasz mi całe zapasy mojego duchowego mleka, a ono wcale nie jest tanie.

Kocica tylko łypnęła na niego oczami. Ichigo poprawił się na krześle.

-Duchowe mleko?- spytał. Jego kamienna mina znikła.

-Oczywiście- powiedział Urahara pewnym głosem.- Pracowałem nad tym przez cały ostatni rok i zdołałem udowodnić, że częste jego spożywanie prowadzi do podwyższenia mocy duchowej wszystkich, niezależnie od początkowego jej poziomu.

-Mogę spróbować?- ożywił się Ichigo.

-Jasne. Możesz je kupić. Ile chcesz butelek?

-Na ile mnie stać- wyłożył na ladę wszystkie pieniądze, wysupłane z portfela. Urahara podał mu zakup w siatce.

-To ja już pójdę- pożegnał się szybko Ichigo i wyszedł. Yoruichi skończyła właśnie pić mleko.

-Wiesz, Kisuke, nie jesteś zbyt uczciwy. Przecież to było zwykłe mleko.

-Myślisz, że zgłosi reklamację?

-Kisuke!

-Faktycznie może ją zgłosić. Trzeba temu zaradzić.

I nakleił na ladę naklejkę z napisem: „Reklamacje nie są przyjmowane po odejściu od kasy”. Tak, Urahara był ciężkim orzechem do zgryzienia dla tego świata.

sobota, 20 listopada 2010

Rysunki z parasolem cz.1

Hej!
Dziś rano było baaaardzo pochmurno, co natchnęło nas do narysowania kolejnego rysunku i trochę go edytowania (hm, cóż, jesteśmy obie dość kiepskie w grafice komputerowej, ale stosując świetną metodę prób i błędów, doszłyśmy do pewnego... hm... rezultatu ;D). Deszcz, całe szczęście, nie padał...

Dziękujemy wszystkim za odwiedzenie naszego bloga, a Oli za napisanie nam miłego komentarza :) Tak jak Ola my też lubimy Reginę Spektor.
A teraz nurtujące nas od dawna pytanie (no, dobrze, nie od dawna- od wczoraj): jak często będziemy wstawiać nowe notki? Na początku, planujemy dość często, ponieważ mamy duży zapał i wiele rzeczy, które chcemy przedstawić. Ale ten blog nie jest całym naszym życiem. Mamy pewne obowiązki, niekoniecznie przyjemne, no i musimy znaleźć czas dla siebie. A więc, jak osłabnie nam zapał, posty będą pojawiać się co tydzień, najczęściej w weekend. Na razie jednak mamy mnóstwo energii ;D

A co w następnej notce?Otóż w najbliższym czasie pojawi się opowiadanie o tematyce Bleachowej! Wszelkich fanów serdecznie zapraszamy do skomentowania naszej radosnej twórczości ^^

piątek, 19 listopada 2010

Witajcie!

Założyłyśmy sobie bloga!
No dobra, to już chyba wiecie. Założyłyśmy go sobie we dwie. Jesteśmy Karola i Dorodoroke. Poznałyśmy się lata świetlne temu, jak jeszcze obie byłyśmy strasznie małe i odtąd się ze sobą przyjaźnimy (aby sprecyzować: odtąd wytrzymujemy w swoim towarzystwie dłużej niż pięć minut ;D). Pewnego brzydkiego, deszczowego dnia, stojąc na przystanku i próbując zmieścić się pod jednym parasolem, wpadłyśmy na pomysł założenia bloga. A dokładniej: Karola wpadła, przekonując potem Dorodoroke, że to świetny plan, tak, że wkrótce ona sama uznała, że coś takiego nie mogło zostać wymyślone bez jej udziału. W każdym razie dokonało się - blog został założony!
Co będziemy na nim zamieszczać? Otóż, jak sądzimy, nasze własne opowiadania, trochę rysunków, dyskusje o różnych anime, a także inne dziwne rzeczy, które nam przyjdą do głów. Mamy nadzieję, że ktokolwiek odważy się wejść powtórnie na ten blog po przeczytaniu jakiegoś postu ;P
A więc poniżej zamieściłyśmy rysunek autorstwa Karoli, który przedstawia ją samą (po prawej) oraz Dorodoroke. Wiemy, niezbyt staranny, ale trochę nas śmieszy. Fani Bleach'a (jedno z naszych ulubionych anime) na pewno zgadną od kogo Dorodoroke pożyczyła kapelusz ;D