poniedziałek, 29 listopada 2010

Croc- Legend of the gobbos.

Dla wszystkich, co cenią starą grafikę, niezłe zręcznościówki i żadnej przemocy w grach: oto Croc!
Tak mnie naszło na reklamę tego, ponieważ jest to dość sentymentalna pamiątka dla mnie, przypominająca mi dawne czasy. Drugim powodem jest to, że Dorodoroke zaczęła być leniwa i nic nie napisała, a ja tak na to czekałam. A trzecim powodem- nie będę tak jak niektórzy demoralizować czytelników bloga ;P
Tak- to naprawdę gra bez przemocy!
Steruje się takim małym zielonym smokiem z plecakiem, którym choć nie umie latać, dla obrony posiada swój cios ogonem i podwójny podskok (nie wiem, jak to inaczej nazwać). Jak był mały został przygarnięty przez Gobbosy, które nauczyły go walczyć i ogólnie go wychowały. Niestety, został one wszystkie porwane, a Croc, jako jedyny, został wolny. I teraz musi je ratować :) Gobbosy, oczywiście.
Smok ten przy okazji zbiera też diamenty, skacze po lawie, przesuwa pudła i wpada do studni...
No, ale nie o tym chciałam mówić. Na pewno gdzieś w internecie jest opis tej gry, więc mniejszym leniom wszystkim , którzy chcą się czegoś dowiedzieć polecam wujka Google.
Koniecznie muszę opisać bossa, z którym się ostatnio zmierzyłam. (Hm, tak, dość opornie idzie mi granie w Croca, ale to przecież gra dla dzieci! Musze się bardziej postarać!). No więc tym bossem była... uwaga, uwaga!, powiększona do nienaturalnych rozmiarów biedronka z... kolejny raz: uwaga!: rękawicami bokserskimi! Wyglądała tak śmiesznie, poruszała się bokiem jak krab tak śmiesznie i upadała tak śmiesznie, że oczywiście od razu przegrałam! <.< Dotąd się śmieję.
A więc wszystkim chętnym lub nie polecam grę Croc!
Dziękuję za przeczytanie mojego bynajmniej chaotycznego posta,
Karola

piątek, 26 listopada 2010

"Ruchomy zamek Hauru" ^.^

Od razu dla wyjaśnienia: "Ruchomy zamek Hauru" jest japońskim filmem animowanym. Wiem, że nie jest to gatunek, który wszyscy lubią, ale warto obejrzeć ten film, choćby dla podziwiania ładnych obrazków, poznania innego sposobu myślenia, a także dla zabawy.
Tytułowy ruchomy zamek to wielka maszyneria składająca się z różnych dziwnych części domu, chodząca na takich nogach. Drzwi mogą przenosić mieszkańców do wielu różnych miejsc, ale nie rozumiem dokładnie, o co chodzi.
Hauru jest za to właścicielem tego zamku. I tak to cały tytuł został przeze mnie rozpracowany ;D
A teraz słówko więcej o Hauru: jest on czarodziejem, ja na samym początku oglądania wzięłam go za dziewczynę, ale okazał się być jednak płci męskiej. Z powodu nadmiernych porządków, przefarbował sobie włosy na rudo, czym się bardzo zdenerwował. Zaczął się bardzo dziwnie zachowywać i fryzura mu ściemniała. Z czarnymi włosami wygląda już mniej jak dziewczyna, przynajmniej takie jest moje odczucie. Ale porzucając wszelkie wątpliwości, co do płci tego bohatera i jego wyglądu, jest on bardzo fajny. Ma jednak swoje sekrety.

No i kolejne pytanie: jak się mogło stać, że Hauru nie jest głównym bohaterem tego filmu? No i teraz należy wspomnieć o Sophie. Ona także.. hm... trochę zmieniła swój wygląd podczas tego filmu, ponieważ wpadła w kłopoty przez Wiedźmę z pustkowia. Sophie jest bardzo piękną dziewczyną, szyjącą kapelusze. Ma czarne włosy związane w warkocz. Jest miła i uczynna, choć trochę uparta.
A teraz jeszcze wspomnę o moim ulubionym bohaterze tego filmu. Jest to Calcifer, nazywany przeze mnie (no, nie tylko przeze mnie) Płomyczkiem. To właśnie on napędza cały ruchomy zamek. Jest bardzo uroczą postacią :)
No, dziękuję za przeczytanie. Ruchomy zamek hauru w ang. wersji to howl's moving castle. Inne filmy tej wytwórni, które oglądałam to: Spirited Away (Miasto Bogów) i Księżniczka Mononoke (Princess Mononoke).

Karola

czwartek, 25 listopada 2010

Śnieg pada!

Hej, tu znowu Dorodoroke!
I wiecie co? Wczoraj wydarzyło się coś wspaniałego!
Najpierw nie było nic. Ot, zwykły wieczór. Ciemno i zimno. Strasznie zimno. Jakieś trzy stopnie na plusie. Ajaj, ja się nigdy nie przyzwyczaję!
Potem się zaczęło. Najpierw jeden, drugi, trzeci. Potem coraz więcej i więcej.
I dopiero potem ktoś powiedział sobie: "Hej, śnieg pada!"
Co prawda spadło go tyle, że z lupą trzeba go szukać, a dziś już nawet mikroskop nic tu nie pomoże, ale pierwszy śnieg to jest coś. To zwykle ten moment, na początku zimy, gdy jeszcze nie zmęczyliśmy się mrozem i białym puchem i gdy jeszcze w rozpaczy nie myślimy: "O Boże, jeszcze jeden dzień i się zabiję. Kiedy będzie ta wiosna?!"
Wiecie, że każdy płatek śniegu jest inny? Tak, wiem, że wiecie. Nie bądźcie z siebie zbyt dumni. Ja też to wiem. Ale, po zastanowieniu, to głupie, twierdzić, że nie ma dwóch identycznych - no bo czy komukolwiek chciało się latać przy trzystopniowym mrozie, ganiać płatek za płatkiem i sprawdzać? Z drugiej strony, wiara, że każdy z nich jest wyjątkowy i niepowtarzalny jest taka... krzepiąca. I bardzo, bardzo przyjemna.


UWAGA: nie ja robiłam te piękne zdjęcia. Znalazłam je w internecie (a gdzieżby indziej...). Wzięłam je ze stron: http://abduzeedo.com/, http://www.sodahead.com oraz z snowcrystals.com. W tym ostatnim możecie znaleźć mnóstwo, mnóstwo innych pięknych zdjęć płatków śniegu (nie doszukałam się żadnych identycznych... może wam się uda?^^).
Och, śnieg wpędził mnie w taki sentymentalno-świąteczny nastrój... i w końcu nie zamieściłam żadnych ładnych parasoli. No trudno, następnym razem.
I (ze sporym wyprzedzeniem) Wesołych Świąt!

środa, 24 listopada 2010

Parasole naj naj naj

Drobna uwaga numer 1: To znowu Dorodoroke!
Drobna uwaga numer 2: Ale tym razem znalazła temat. Nie sama, rzecz jasna. Ten post prawie wszystko zawdzięcza Oli, która nie tylko pomysł podrzuciła, ale także materiały. Ukłony, ukłony i oklaski.
Przechodząc do rzeczy: Dziś dzień nie był deszczowy, o ile się orientuję, ale nie przeszkodzi mi to poświęcić tego posta parasolom. Wprawdzie nie będą to kolejne piękne ich rysunki, ale zdjęcia parasoli, które rzeczywiście można gdzieś kupić. Większość z nas ma w domu jeden czy dwa parasole, ale nie przykuwające uwagi. Za to te parasolki, które wybrałam, z całą pewnością nie mogą pozostać niezauważone.


Na razie tyle - mam ich więcej, ale chcę sobie zostawić na następne posty...

wtorek, 23 listopada 2010

Rysunki z parasolem cz.2

No, cóż, ponieważ już w środę lub w czwartek ma spaść śnieg z deszczem, to trzeba się zaopatrzyć w nowy parasol. Naszła mnie chęć na narysowanie takiej dziewczynki, ale tym razem ze złożonym parasolem. Wiem, nie jest ona najlepsza, niektórzy nie lubią stylu mangowego, który próbuję udawać, ale mam nadzieję, ze się spodoba. :)
Oto te rysunki:
(wersja kolorowa)


 (wersja czarno-biała)

No i to by było na tyle. Dziękuję za obejrzenie moich rysunków ^.^
Karola

poniedziałek, 22 listopada 2010

Co można napisać w poście, jeśli nie ma się na niego pomysłu, czyli post Dorodoroke

Hej!
Po pierwsze: tym razem posta piszę tylko ja, Dorodoroke, więc nie możecie się spodziewać ani ślicznych rysunków (chcecie zobaczyć moje dzieła? nie radzę...) ani opowiadań pełnych błyskotliwego humoru, ponieważ zwyczajnie nie mam weny. Nie spodziewajcie się też wspaniałej instrukcji karmienia rybek. Karola najwyraźniej nie wierzy w wasz wysoki iloraz inteligencji... ^^
Ej, tylko się nie obrażajcie! JA osobiście wierzę, że znacznie przekraczacie normę. A nawet jeśli nie, co za różnica? Samej trochę mi zajęło skapowanie, o co chodzi z rybkami ;)
Po drugie: dziś na mnie spadł obowiązek napisania posta, to już wiecie. Problem w tym, że wciąż nie wpadłam na pomysł, co w nim zamieścić i teraz pisząc o głupotach, łudzę się, że za parę linijek coś mi przyjdzie do głowy. Naiwność cechą ludzką...
O, to może wyjaśnię, skąd wzięłam sobie takie imię?
Więc nie, wbrew temu, co twierdzi Karola, to nie tak, że wymyśliłam je długim i pokręconym, aby nikt nie umiał go poprawnie napisać, powiedzieć ani powtórzyć. No, napewno dacie radę! Do-ro-do-ro-ke.
Miałam teraz napisać tu jakąś długą i pokręconą historię, ale a) i tak was nudzę b) nie powinnam was oszukiwać
Trudno. Powiem wam tyle, że było to jedyne słowo z pewnej japońskiej piosenki, które umiałam powtórzyć po wysłuchaniu jej po raz setny (co za ironia, nie?). I tak jakoś mi wpadło w ucho.
Japońskie piosenki, o właśnie! Dla wszystkich fanów anime, dla tych, którzy lubią słuchać słodkich piosenek dla dzieci a także dla wszystkich tych, którzy nie zaliczają się ani do jednej, ani do drugiej grupy, postaram się dla was wstawić tutaj ending pewnego uroczego anime Clannad. Ending, w duchu anime, również jest wyjątkowo uroczy.
...
Okej, musicie się obyć bez filmiku, ale wstawię wam link. Muszę popracować nad korzystaniem z tego blogspota... (i kto tu mówił o ilorazie inteligencji!) Oto "Dango Daikazoku"!
EDIT: Nie, nie ma linka! W końcu od czego ma się przyjaciół?! Dzięki za wskazówkę, imarebel!
Jeszcze raz: oto "Dango Daikazoku"!

niedziela, 21 listopada 2010

Opowiadanie o Uraharze- jak rozkręcić biznes?

No, cóż tym razem nie będzie żadnego rysunku, z racji tego, że jestem dziś trochę leniwa, a poza tym nie mam czasu. A ponieważ Dorodoroke również miała inne sprawy na głowie (ciekawe jakie? ;D), to ja zamieszczam tu krótkie opowiadanie o tematyce Bleachowej, o którym wspominałam w poprzedniej notce.
Dla niezorientowanych jeszcze krotka instrukcja użytkowania rybek, po prawej stronie. Na razie jest ich trzy i jeśli kliknie się lewym klawiszem myszy w to pole, w którym one pływają, to pojawia się taka żółta plamka, czyli ich pokarm. Są one wiecznie głodne, więc mo0żna je karmić bez końca. Bardzo wciągające zajęcie, kiedy nie ma się nic do roboty.
A teraz opowiadanie: (^^)



Urahara Kisuke to, jak sam siebie nazywa, seksowny i przystojny sklepikarz w małym miasteczku w Karakurze. Jest także strasznym bogiem śmierci, czyli shinigami. Jako broni używa wszechpotężnej laski. Tak, to prawda, jeśliby wykreślić wszystkie epitety.

A więc teraz trochę o życiu Urahary. Można je podsumować bardzo szybko- ma mnóstwo roboty. Zadziwiające, że ktoś taki z pozoru leniwy, może wykonywać tyle pożytecznych (lub nie) rzeczy. W dodatku nie odmawia pomocy, kiedy się o nią poprosi (no, cóż, wiadomo, ze proszenie o pomoc jest dość wstydliwą rzeczą, więc Urahara nie czeka na to). Jego pomoc jest też dość szczególna. Hasło w rodzaju „co cię nie zabije, to cię wzmocni” nawet pasuje. Więc pomoc tego shinigami można przetrwać na dwa sposoby: albo przeżyć, albo umrzeć.

A teraz o wyglądzie Urahary (jego rysopis przestał być podawany, a przecież ludzi należy ostrzegać!). Ma taki zielony kapelusz w białe paski (cóż, chyba, ze to jest biały kapelusz w zielone paski. Jeśli chodzi o Uraharę nigdy nic nie wiadomo). Nosi też zielony płaszcz i drewniane sandały. Trzyma też wyżej wspomnianą laskę-miecz. Ma jasne, blond włosy i zielone oczy.

W Uraharze urzekający jest jego sposób radzenia sobie ze światem. Ach, przepraszam! Urahara wcale nie musi sobie radzić ze światem. To świat musi radzić sobie z nim.

Tak więc pewnego razu Urahara zaprosił do swojego sklepu Yoruichi, czarną kocicę i Ichigo, ponurego nastolatka, który też kiedyś był shinigami, ale już przestał nim być i trochę się tym smuci.

Na samym wstępie postraszył Ichigo, że wypróbuje na nim swoje bankai, ale ten usiadł z tym samym kamiennym wyrazem twarzy na krześle.

-Benihime, moja kochana katana, będzie zawiedziona, że nie wypróbuje na tobie swoich mocy- stwierdził Urahara, starając się wyglądać na zawiedzionego.

-Hej, Kisuke, a co ze mną?!- zdenerwowała się Yoruichi.- Mógłbyś nalać mi do miski tego swojego mleka!

-Dobrze, już dobrze. Nalewam. Ty mnie kiedyś zrujnujesz, moja droga- powiedział, zamykając butelkę.- Wypijasz mi całe zapasy mojego duchowego mleka, a ono wcale nie jest tanie.

Kocica tylko łypnęła na niego oczami. Ichigo poprawił się na krześle.

-Duchowe mleko?- spytał. Jego kamienna mina znikła.

-Oczywiście- powiedział Urahara pewnym głosem.- Pracowałem nad tym przez cały ostatni rok i zdołałem udowodnić, że częste jego spożywanie prowadzi do podwyższenia mocy duchowej wszystkich, niezależnie od początkowego jej poziomu.

-Mogę spróbować?- ożywił się Ichigo.

-Jasne. Możesz je kupić. Ile chcesz butelek?

-Na ile mnie stać- wyłożył na ladę wszystkie pieniądze, wysupłane z portfela. Urahara podał mu zakup w siatce.

-To ja już pójdę- pożegnał się szybko Ichigo i wyszedł. Yoruichi skończyła właśnie pić mleko.

-Wiesz, Kisuke, nie jesteś zbyt uczciwy. Przecież to było zwykłe mleko.

-Myślisz, że zgłosi reklamację?

-Kisuke!

-Faktycznie może ją zgłosić. Trzeba temu zaradzić.

I nakleił na ladę naklejkę z napisem: „Reklamacje nie są przyjmowane po odejściu od kasy”. Tak, Urahara był ciężkim orzechem do zgryzienia dla tego świata.

sobota, 20 listopada 2010

Rysunki z parasolem cz.1

Hej!
Dziś rano było baaaardzo pochmurno, co natchnęło nas do narysowania kolejnego rysunku i trochę go edytowania (hm, cóż, jesteśmy obie dość kiepskie w grafice komputerowej, ale stosując świetną metodę prób i błędów, doszłyśmy do pewnego... hm... rezultatu ;D). Deszcz, całe szczęście, nie padał...

Dziękujemy wszystkim za odwiedzenie naszego bloga, a Oli za napisanie nam miłego komentarza :) Tak jak Ola my też lubimy Reginę Spektor.
A teraz nurtujące nas od dawna pytanie (no, dobrze, nie od dawna- od wczoraj): jak często będziemy wstawiać nowe notki? Na początku, planujemy dość często, ponieważ mamy duży zapał i wiele rzeczy, które chcemy przedstawić. Ale ten blog nie jest całym naszym życiem. Mamy pewne obowiązki, niekoniecznie przyjemne, no i musimy znaleźć czas dla siebie. A więc, jak osłabnie nam zapał, posty będą pojawiać się co tydzień, najczęściej w weekend. Na razie jednak mamy mnóstwo energii ;D

A co w następnej notce?Otóż w najbliższym czasie pojawi się opowiadanie o tematyce Bleachowej! Wszelkich fanów serdecznie zapraszamy do skomentowania naszej radosnej twórczości ^^

piątek, 19 listopada 2010

Witajcie!

Założyłyśmy sobie bloga!
No dobra, to już chyba wiecie. Założyłyśmy go sobie we dwie. Jesteśmy Karola i Dorodoroke. Poznałyśmy się lata świetlne temu, jak jeszcze obie byłyśmy strasznie małe i odtąd się ze sobą przyjaźnimy (aby sprecyzować: odtąd wytrzymujemy w swoim towarzystwie dłużej niż pięć minut ;D). Pewnego brzydkiego, deszczowego dnia, stojąc na przystanku i próbując zmieścić się pod jednym parasolem, wpadłyśmy na pomysł założenia bloga. A dokładniej: Karola wpadła, przekonując potem Dorodoroke, że to świetny plan, tak, że wkrótce ona sama uznała, że coś takiego nie mogło zostać wymyślone bez jej udziału. W każdym razie dokonało się - blog został założony!
Co będziemy na nim zamieszczać? Otóż, jak sądzimy, nasze własne opowiadania, trochę rysunków, dyskusje o różnych anime, a także inne dziwne rzeczy, które nam przyjdą do głów. Mamy nadzieję, że ktokolwiek odważy się wejść powtórnie na ten blog po przeczytaniu jakiegoś postu ;P
A więc poniżej zamieściłyśmy rysunek autorstwa Karoli, który przedstawia ją samą (po prawej) oraz Dorodoroke. Wiemy, niezbyt staranny, ale trochę nas śmieszy. Fani Bleach'a (jedno z naszych ulubionych anime) na pewno zgadną od kogo Dorodoroke pożyczyła kapelusz ;D